W czerwcu Kościół uczy nas umiejętności wpatrywania się w Serce Boże. Przypomina, że to Serce jest „gorejącym ogniskiem miłości”, w nim są „skarby mądrości i umiejętności”, ono jest „włócznią przebite”, otwarte przez miłość i dlatego jest „źródłem wszelkiej pociechy, pokojem i pojednaniem naszym”, jest „zbawieniem ufających” Jemu, a wreszcie „hojne dla wszystkich, którzy Go wzywają”. To przebite włócznią Serce mówi o miłości do końca, miłości ukrzyżowanej, poprzez którą sam Jezus zaprasza nas: „przyjdźcie do Mnie wszyscy...uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokornego serca”, „ukochajcie Miłość, która nie jest kochana” (św. Franciszek z Asyżu).
To już pewnie tak jest, że odkąd człowiek zacznie myśleć i czuć, to zaraz spotyka na swej drodze różne miłości — miłości wielkie, szalone albo te ciche i dyskretne. Na pewno jest ona wielką siłą, co kruszy mury, której nie straszne odległości, która stawia na nogi załamanych, koloruje obrazy tym, co tylko ciemne odcienie widzą, lub budzi z letargu tych, co już w smutku zasypiają. To ona pozwala przetrwać trudne chwile, czas odosobnienia, wygnania, inspiruje artystów a ludzi przeciętnych czyni nieprzeciętnymi. „Miłość to niebo już tu na ziemi dane nam” — pisała w Dzienniczku św. Faustyna. Ten wielki dar Boga jest życiową siłą napędową ludzkości. Ale to wymagający dar od nas, przyjaciół Tego, który jest Autorem i Źródłem najgłębszych uczuć. Prawdziwa miłość ludzka z Niego czerpie, jeśli nie — szybko wygasa. Jan Paweł II mówił: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostanie dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją”. Od Niego uczy się cierpliwości, ofiarności, wierności. To On pokazuje, że miłość ma być darem, a nie żądaniem; ubogaceniem, a nie wykorzystywaniem; ma być najgłębszym przeżyciem, a nie użyciem.
Jakże bardzo aktualne stają się słowa Adama Mickiewicza: „Miej serce i patrz w serce”. Stają się natarczywym i bardzo potrzebnym wezwaniem, by otworzyć swoje oczy, a nade wszystko umysł i serce i dostrzec jaką miłością umiłował nas Pan Bóg. „Otworzyłem swe Serce jako żywe źródło miłosierdzia” — mówił Pan Jezus do s. Faustyny. W świecie uwikłanym przez wielorakie zło, które dotyka każdego z nas, istnieje potężniejsza Miłość, miłosierna, dla której „najważniejsze jest to co niewidoczne dla oczu”. I jeśli człowiek chce zrozumieć siebie nie wedle jakichś powierzchownych i zewnętrznych kryteriów, winien przybliżyć się do Chrystusa — Miłości miłosiernej. „Człowiek bowiem nie jest w stanie zrozumieć siebie do końca bez Chrystusa” — mówił Jan Paweł II. On jest najlepszym nauczycielem i mistrzem poznania Boga i Jego Miłości. Tragedią zagubionego dziś człowieka jest to, że stoi na skrzyżowaniu dróg i nie wie, co ma ze sobą zrobić, dokąd pójść, gdzie szukać pomocy. Złudne, kłamliwe propozycje w imię wolności, zawsze — jeśli nie w tej chwili to później — ukażą cały tragizm oderwania człowieka od Boga.
Rozważanie miłości Chrystusa w szczególny sposób zaprasza i zobowiązuje nas, żebyśmy przyjrzeli się Sercu Bożemu jako wezwaniu do lepszego życia, życia z wiary i odpowiedzieli sobie na fundamentalne pytania: Czy patrzę w moje serce? Czy wgłębiam się w tajemnicę Miłości Miłosiernej, która wciąż pochyla się ku człowiekowi? Co i kto jest w moim sercu na pierwszym miejscu? jak wygląda ten człowiek wewnętrzny, którym jestem? Czy jestem rzeczywiście człowiekiem sumienia (serce bowiem w biblijnym znaczeniu można rozumieć jako sumienie), a może została mi już tylko zewnętrzna fasada, serce modelowane modą czy współczesnymi mitami? Pilnie śledźmy „reakcje” swojego serca, by od Serca Jezusowego nauczyć się takiej miłości, która dojrzewa i owocuje w każdym czasie: w radości, cierpieniu, pracy, modlitwie...; tak, by kiedyś można było i o nas tak powiedzieć: „przeszedł przez życie czyniąc dobrze”. (S. Maksymiliana Kroczak, zsjm).