Aktualności


(2020-04-07)

KAZANIE PASYJNE NA NIEDZIELĘ PALMOWĄ WIELKIEGO POSTU

KAZANIE  PASYJNE  NA  NIEDZIELĘ  PALMOWĄ  WIELKIEGO  POSTU

VI. KAPŁAN I ŻERTWA
Śpiewając Gorzkie żale, widzimy Jezusa cierpiącego za nasze grzechy. On ofiarował się zamiast nas, by odpokutować za grzechy każdego człowieka i by wyprosić nam wewnętrzną wolność. W czasie dzisiejszych rozważań przypomnijmy sobie zatem, czym jest Chrystusowe kapłaństwo, jakim kapłanem był Jezus Chrystus oraz w jaki sposób kapłaństwo i ofiarę pojmował i przeżywał Kardynał Stefan Wyszyński.
Kapłan to ten, który buduje mosty. W Biblii kapłani łączyli niebo z ziemią, składając Bogu Wszechmogącemu ofiary za wiernych. Zapowiedzią Jezusa Chrystusa jako Kapłana Nowego Przymierza był w Starym Testamencie Melchizedek, król Szalemu (Rdz 14, 18-20). Wyszedł on naprzeciw zwycięskiego Abrama, mając ze sobą chleb i wino. Melchizedek pobłogosławił zwycięskiego Abrama, ten zaś w dowód wdzięczności złożył dziesięcinę.
Budujący mosty pomiędzy niebem i ziemią
W Nowym Testamencie, konkretnie w Liście do Hebrajczyków, ponownie pojawia się wątek Melchizedeka (7, 11-16). Tyle, że Melchizedek nie jest już głównym bohaterem. Główną postacią opisów jest Chrystus: Jedyny i Wieczny Kapłan oraz Król Wszechświata. Melchizedek stanowi jedynie tło i starotestamentalną zapowiedź, która została zrealizowana w Jezusie. Według autora Listu do Hebrajczyków, to Jezus jest „kapłanem na wieki”, który swego kapłaństwa nie odziedziczył jak synowie Lewiego, lecz otrzymał je bezpośrednio od Boga.
Co jest fundamentem nowego kapłaństwa Chrystusa? Przede wszystkim Jego jedyna w swoim rodzaju relacja z Bogiem. Jezus wie, że Jego misja pochodzi bezpośrednio od Boga. To przez Jezusa Kapłana działa moc Boża (por. Mt 7, 29; 21, 23; Mk l, 27; 11, 28; Łk 20, 2; 24, 19 i in.). Jezus głosi orędzie, które otrzymał od Ojca. Nie jest to orędzie Jego, lecz wynika z woli Ojca. Jest „posłany”, aby spełnić zadanie powierzone Mu przez Ojca. Tym zadaniem jest odkupienie człowieka, odpokutowanie za ludzkie grzechy, złożenie ofiary zamiast grzesznych ludzi. Tą ofiarą ma być Jego życie.
Jezus jest całkowicie Ojca. Jest na Ojca „przezroczysty”, nie ma nic własnego poza Ojcem. Jego nauka nie jest jego, lecz Ojca. Nawet – jak twierdzą teologowie – całe istnienie Jezusa jako Syna, jest od Ojca i ku Ojcu jest skierowane. To całkowite ukierunkowanie Jezusa na Ojca widzimy w Ogrodzie Oliwnym. Gdy Jezus modlił się tam przed swym aresztowaniem, mówił: „Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie” (por. Mt 26, 39).
Być kapłanem
Dlaczego przedstawiam tak duży wstęp? Bowiem w dzisiejszym Kościele nie raz stawiane są pytania: co znaczy być kapłanem? Aby to odkryć, trzeba stale wpatrywać się w Jezusa, który był wierny Bogu, do Boga Ojca całkowicie należał, wypełnił wolę Ojca całkowicie, zbudował most pomiędzy niebem i ziemią. Chociaż trafniej jest powiedzieć: sam stał się mostem – pontifex pomiędzy niebem a ziemią. Jezus stał się Drogą do Ojca, objawił nam Prawdę o Bogu i o nas samych, o istocie człowieczeństwa, oraz ukazał się nam jako Życie – wieczne, pełne wolności, nieutracalne, niezagrożone śmiercią fizyczną.
Jezus jest kapłanem, ofiarując swoje życia dla nas. Ofiarował się Ojcu. Zamiast nas umarł. Zamiast mnie odpokutował mój grzech. Zamiast mnie wypełnił wolę Ojca. Nie miał w sobie buntu przeciw Bogu. Nie czuł w woli Boga zagrożenia i ograniczenia swej egzystencji. Przez swoją mękę i posłuszeństwo Ojcu dał nam wolność, wykupił nas z ograniczeń grzechu, przyniósł miłosierdzie. Jego nie pokonała śmierć. To Jezus jest Zwycięzcą. To Jezus jest Panem. On jest wieczny. On jest Królem i do Niego należy ostateczne słowo w dziejach świata. Miało to miejsce dlatego, że oddał się Ojcu. Tajemnica wielkości kapłaństwa Jezusa jest w relacji z Bogiem Ojcem.
Powołanie zaczęło się w Andrzejewie
Stefan Wyszyński bardzo wcześnie odkrył w sobie ziarno powołania. Już w Andrzejewie, gdy mieszkał ze swoimi siostrami i rodzicami. Jeszcze przed śmiercią matki. Pisał o tym po latach: „W świątyni w Andrzejewie kształtowało się, rozwijało i dochodziło do świadomości moje powołanie kapłańskie. Tutaj postanowiłem, że pójdę do seminarium i będę pracował nad tym, aby zasłużyć sobie na łaskę kapłaństwa. I tu po raz pierwszy wyjawiłem swoją tajemnicę ojcu, który tyle lat służył ku większej chwale Bożej. Nie bez oporu otrzymałem od niego błogosławieństwo na drogę kapłaństwa Chrystusowego”.
Dla Stefana Wyszyńskiego kapłaństwo nie wiązało się z wygodnym życiem, stabilizacją, ucieczką od trudów życia rodzinnego czy nawet pracą w parafii. Od początku czuł jego istotę: zjednoczenie z Bogiem. Wiedział, wyczuwał – dzięki Bożej łasce – że kapłaństwo to trud, to ofiara z życia, to swoiste wyrzeczenie i oddanie się Bogu. Łączył kapłaństwo z ofiarą Jezusa na krzyżu, z Jego męką, z Jego cierpieniem i pokutą za grzechy i grzeszników. Z perspektywy lat tak pisał o dojrzewaniu swego powołania na modlitwie w andrzejewskim kościele: „Życie człowieka składa się z szeregu drobnych może, ale wiele niekiedy znaczących i decydujących chwil. Pamiętam jedną z nich. Było to w Wielki Piątek, w nocy. Cała niemal parafia zebrała się na ostatnie Gorzkie żale. Śpiewano wszystkie trzy części, jak wtedy było w zwyczaju, a w przerwach obchodzono Drogę krzyżową. Całą noc przesiedziałem w kościele, skulony przy konfesjonale, który stał przy wejściu do zakrystii. Zapamiętałem mocno tę modlitwę przy grobie Chrystusa. Przeżycia tej nocy rzeźbiły mocno moją chłopięcą duszę, pomagały mi odkryć piękno drogi, którą zamierzałem pójść. Uważałem, że to jest jedyna droga dla mnie, nie może być innej. I do dziś dnia nie mam żadnej wątpliwości, że taka powinna być moja droga.
Wizja kapłaństwa
Po kilku latach, gdy był więziony i przymusowo odizolowany od swej diecezji w latach 1953–56, Kardynał Stefan Wyszyński napisał „Listy do moich kapłanów”. Nie miał w tym czasie dostępu do książek teologicznych, zatem pisał prosto z serca o swoim przeżywaniu kapłaństwa. Według Wielkiego Prymasa kapłaństwo ma dwa fundamenty. Pierwszym z nich jest odkrycie miłości Boga. Tożsamość kapłana to przede wszystkim miłość Boga. Tę miłość w dniach męki i Zmartwychwstania poznaje święty Piotr. W czasie Ostatniej Wieczerzy zaklinał się, że nigdy nie opuści Jezusa. Jednak, gdy przyszła chwila próby, trzy razy zaparł się Jezusa. W Wielki Czwartek jest nawet taki moment opisany przez Ewangelistów, gdy Jezus jest prowadzony przez dziedziniec pałacu. Piotr jest pytany o znajomość z Jezusem, wypiera się tej relacji, pieje kogut i w tym czasie prowadzony przez plac Jezus patrzy na Piotra. Po tym spojrzeniu „Piotr gorzko zapłakał”. Dlaczego? – można się zapytać. Czy wzrok Jezusa skupiony na Piotrze spowodował ten płacz? Tak, bo tym wzrokiem Jezus powiedział mu: „mimo twojej zdrady, mimo zaparcia się Mnie, z mojej strony nic się nie zmieniło. Nadal jesteś Piotr – Opoka. Nadal bardzo cię kocham, Piotrze. Nadal jesteś pierwszy spośród moich uczniów!”.
Kardynał Wyszyński przypomni w swych rozważaniach ważną scenę po Zmartwychwstaniu. Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom, zapytał Piotra: „Czy kochasz mnie?”. To ważne pytanie. Nie pytał o grzech z Wielkiego Czwartku. Nie pytał o ucieczkę spod krzyża. Nie pytał o niewierność. Pytał o miłość. „Czy kochasz mnie?”. Dlaczego? Bo – zdaniem Kardynała Wyszyńskiego – tylko miłość jest podstawową i jedynie właściwą motywacją naśladowania Jezusa i pójścia za Nim. Wyszyński zwracał też uwagę, że Jezus nie pyta się Piotra o miłość do owiec. Pytał o miłość do Niego samego. Z miłości bowiem ku Bogu wyrasta wszystko. Człowiek, który przyjmuje taką postawę serca, jest gotów stać się apostołem. Kardynał zaznacza przy tym, że tajemnica energii apostolskiej leży w tym, że to Stwórca kocha człowieka i „ani śmierć, ani życie (...) nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8, 35-39).
Kochani i posłani
Drugim filarem bycia księdzem, według Wyszyńskiego, jest posłanie uczniów na cały świat, by nauczali wszystkie narody i chrzcili je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego (Mt 28, 18-19). Ta misja posłania wypływa – według Kardynała Wyszyńskiego – z poznania i doświadczenia miłości Boga. Człowiek, będąc kochanym, widzi, że zmienia się jego serce. Miłość daje energię do życia, do pokonywania trudności, daje energię do radości, daje poczucie uskrzydlenia, wolności, możności zdobywania świata. Taka jest miłość Boga. Gdy ktoś jej doświadcza, gdy powołany taką miłość w sobie nosi, jego serce się otwiera, a nie zamyka. Jego serce nie staje się ciężkie, smutne, zgryźliwe. Przeciwnie: miłość daje siłę, energię, otwartość, chęć budowania relacji. To wszystko wypływa z doświadczenia miłości. Im bardziej wejdzie się w relację miłości Boga, tym bardziej powołany chce wchodzić w relacje z ludźmi i mówić im, że miłość istnieje. Kapłan to zatem człowiek otwarty na innych ludzi, chcący innym mówić o tym, co nadaje sens jego życiu. Powołany to ten, który chce innym odsłonić miłość Boga – miłość, która uskrzydla i niesie. Miłość niesie ku niebu, daje wolność dziecka Bożego, poczucie bycia niesionym przez życie i wsparcie w chwilach trudnych.
Dla Kardynała Wyszyńskiego kapłaństwo to przede wszystkim miłość. Tak było, gdy pracował w 1924 roku jako wikariusz w parafii katedralnej we Włocławku, gdy pisał felietony do „Słowa Kujawskiego”, gdy studiował na KUL ekonomię i katolicką naukę społeczną, gdy odbywał podróże badawczo-naukowe do Monachium, Rzymu, Paryża i Louvain. Po powrocie ze studiów wrócił do życia parafialnego, jednak biskup włocławski rozszerzył zakres jego obowiązków na działalność charytatywno-społeczną, chrześcijańskie związki zawodowe, Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy, redakcję czasopisma „Ateneum Kapłańskie”, pracę w sądzie biskupim, pracę w Radzie Społecznej przy Prymasie Polski. Kapłaństwo księdza Wyszyńskiego to także czasy wojenne: to nakaz bpa Michała Kozala opuszczenia Włocławka, który uchronił przyszłego prymasa przed aresztowaniem, obozem koncentracyjnym i śmiercią, to praca u boku księdza Władysława Korniłowicza jako kapelan zakładu dla niewidomych dziewcząt, to kapelan armii podziemnej, organizator tajnych wykładów uniwersyteckich z myśli społecznej Kościoła, spowiednik i kaznodzieja, rekolekcjonista, a pod koniec wojny kapelan zakładu dla niewidomych w Laskach pod Warszawą.
Pierwsze kapłańskie kroki
Zanim został Prymasem Tysiąclecia, niekoronowanym królem Polski, ojcem Soboru Watykańskiego II, jego kapłaństwo zaczęło się bardzo skromnie w katedrze włocławskiej. Zresztą trzeba powiedzieć, skromne pozostało. Szczególnie w okresie internowania i odosobnienia przez komunistyczne władze. Ta skromność, a nawet wyraźne braki, szczególnie w kwestii zdrowia, dały księdzu Wyszyńskiemu poczucie niewystarczalności, braku, słabości, ograniczoności. On nigdy nie czuł się pół-bogiem. On miał świadomość, że jego siła nie jest z niego, lecz z Boga. „Moc w słabości się doskonali” (2 Kor, 12, 9).
Tak opisywał dzień święceń kapłańskich: „Święcenia kapłańskie otrzymałem w kaplicy Matki Bożej w bazylice katedralnej włocławskiej w roku 1924. Byłem święcony sam 3 sierpnia. Moi koledzy otrzymali święcenia 29 czerwca, a ja w tym dniu poszedłem do szpitala. Była to jednak szczęśliwa okoliczność, gdyż dzięki temu mogłem otrzymać święcenia w kaplicy Matki Bożej. Gdy przyszedłem do katedry, stary zakrystian, pan Radomski, powiedział do mnie: Proszę księdza, z takim zdrowiem to chyba raczej trzeba iść na cmentarz, a nie do święceń. Tak się wszystko układało, że tylko miłosierne oczy Matki Najświętszej patrzyły na ten dziwny obrzęd, który miał wówczas miejsce. Byłem tak słaby, że wygodniej było mi leżeć krzyżem na ziemi, niż stać.
Byłem święcony przez chorego, ledwo trzymającego się na nogach bp. Wojciecha Owczarka – wspomina dalej Prymas. – Ale i ja czułem się niewiele lepiej. Podczas Litanii do Wszystkich Świętych, spoczywając na posadzce, lękałem się chwili, gdy trzeba będzie wstać. Czy zdołam utrzymać się na nogach? Taki był stan mojego zdrowia.
Moc w słabości
Ale Biskup Stanisław pozwolił mnie wyświęcić. I ja pragnąłem, po licznych trudnościach i przeciwnościach, skończyć w swoim życiu okres przygotowania do kapłaństwa, więc podźwignąłem się z choroby. Pragnieniem moim było, aby móc w życiu przynajmniej kilka Mszy świętych odprawić. Bóg jednak dodał do tych lat wiele jeszcze innych, nieprzewidzianych i On wyznaczył czas. Przez to zobowiązał się poniekąd do tego, że gdy zażąda od człowieka służby kapłańskiej, będzie go potem w niej wspierał.
Od tamtej chwili czuję, że ciągnę nie swoimi siłami, tylko mocami Bożymi, dlatego niczego nie mogę przypisywać sobie, nie mogę zbyt dużo mówić o moim kapłaństwie, o tym, co miało miejsce w moim życiu, bo byłem tylko uległy Bogu. Apostoł usłyszał: „Wystarczy ci łaska Boża, albowiem moc udoskonala się w słabości” (por. 2 Kor 12, 9). I za nim można powtórzyć nieco żenujące słuchaczy słowa: „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1, 27). Wielu kapłanów doświadcza na sobie takiego stanu duchowego i ja do tego się przyznaję.



© Copyright 2019 PARAFIA ŚW. MAKSYMILINA KOLBE w Gdańsku